środa, 1 maja 2013

Zayn #1 (cz.7)

Odkąd opuściłam Wielką Brytanię minęły dokładnie 2 lata. Dwa długie lata, od kiedy pożegnałam chłodny, pachnący naturą las, srebrzyste, pokryte delikatnymi falami jezioro i złocistą plażę z ciepłym piaskiem... Ale przede wszystkim minęły 24 miesiące, odkąd nie widziałam Zayn'a...
Na początku utrzymywaliśmy ze sobą kontakt - pisaliśmy prawie codziennie, wymieniliśmy się adresami z nadzieją, że kiedyś jeszcze się odwiedzimy, a nasze serca wybuchną od żaru miłości. Miłości, która miała trwać wiecznie, którą przyrzekał mi tam, daleko na pomoście, którą obiecywał mi do końca życia... 
Jednak mijały dni i miesiące, wyrywałam kolejne kartki kalendarza z bólem serca... które nigdy nie przestało bić dla niego, którego nikt już nie potrafił wypełnić tak, jak on. Nikt nie był w stanie spowodować, żeby przyśpieszało tak, jak zawsze na widok Zayn'a. Nikt swoim dotykiem nie wywołał dreszczy takich, jak każdy jego czuły dotyk na moim ciele... Już nikt nie był w stanie pocałować mnie z taką pasją, jak on.
Zayn Malik po prostu o mnie zapomniał. Po kilku miesiącach przestaliśmy pisać, rozmawiać przez skajpa... Próbowałam ułożyć sobie życie bez niego, jednak nie byłam w stanie. Świadomość, że on gdzieś tam jest, on ze swoimi świecącymi ciemnymi oczyma, w których zawsze odnajdywałam ten hipnotyzujący blask zabijała mnie, niszczyła mnie wewnątrz.
A on? On żył już w innym świecie, w innym życiu... Teraz był światowej sławy gwiazdą, członkiem boybandu One Direction, na jego punkcie szalały miliony nastolatek. Przyznam, sama byłam jego wielką fanką. Za każdym razem, gdy słuchałam ich piosenki, przypominał mi się jego słodki głos, gdy śpiewał kołysankę małej Jade, jego śliczna, cicha pieśń o miłości, młodości i wieczności...
Po roku straciłam jakąkolwiek nadzieję, że jeszcze kiedyś go zobaczę, że jeszcze kiedyś usłyszę jego śmiech, ujrzę śliczny uśmiech i poczuję smak jego słodkich ust... Przyzwyczaiłam się do tego bólu duszy, stanu nieuleczalnego odrętwienia. Jedyną osobą, która mogłaby zaspokoić moje potrzeby był on, dotyk jego delikatnych rąk, czułość i namiętność w pocałunku i wreszcie miłosna fantazja, którą mnie zaczarował...

"Najbardziej brakowało mi jego miłości... Tylko ona mogłaby zapełnić moją pustkę w środku. Pustkę, która przeszywała mnie całą. We mnie nie zostało nic - on  zabrał wszystko ze sobą. Żyłam, funkcjonowałam. Ale już nigdy nie byłam taka sama. [T.I.] zniknęła raz na zawsze. Z nim."

Odłożyłam długopis, zamknęłam pamiętnik. Jak zwykle położyłam go pod łóżko, a sama usiadłam na parapecie, żeby móc popatrzeć na gwiazdy... Ciemne niebo pokryte małymi migającymi kuleczkami i ogromny srebrzysty księżyc. Tak samo, jak dwa lata temu. Jednak wtedy siedziałam na pomoście z Zayn'em, a zamiast gwiazd widziałam jego śliczne oczy. Nie czułam nic, oprócz miłości, po której teraz została okropna, chłodna pustka... Bałam się przyszłości, bałam się, że już nigdy nie odnajdę tej drugiej brakującej połówki mnie. Tej drugiej osoby, która mogłaby mi dać tyle, co Malik, albo chociażby połowę z tego. Łza spłynęła mi po policzku... jednak to nie była taka kropla, jak kiedyś. To była sucha, przejrzysta łza, gorzka, która spadła na ziemię, rozbijając się na tysiące kawałków. Nie pozostawiła po sobie nic - tak jak Zayn. Zabrała tylko moje uczucia, to co tak bardzo chciałam wykrzyczeć, lecz nie byłam w stanie. Ta łza była pusta - bo przepłakałam setki nocy i dni, a każdą z nich roniłam przez niego, przez to wszystko, co się wydarzyło. 
Zostałam sama, no prawie... Jedynymi osobami, które naprawdę mnie wspierały i walczyły o moje szczęście, byli rodzice... Tylko im naprawdę na mnie zależało, tylko oni włożyli tyle trudu, żebym odzyskała choć trochę dawnej radości i uśmiechu. Dziękowałam im każdego dnia, starałam się być oddaną i pomocną córką. Bo tylko dla nich byłam jeszcze coś warta...

***
Kolejny dzień. Kolejne rutynowe 24 godziny życia, które umarło 2 lata temu w Wielkiej Brytanii. Oddychałam, ale nie istniałam. Byłam, jednak czułam się niepotrzebna, niekochana opuszczona...
Leżałam na łóżku i oglądałam zdjęcia z tamtych wakacji. Patrzyłam na fotki, na których jestem taka szczęśliwa, uśmiechnięta. Promieniowałam radością, nikt nie widział mnie takiej uszczęśliwionej. Na niektórych zdjęciach byłam z ukochanym, trzymaliśmy się za ręce, obejmowaliśmy. Niektóre kolorowe obrazki nawet ilustrowały nasze pocałunki. Uśmiechnęłam się delikatnie... Mój wyraz twarzy zmieniał się tylko wtedy, gdy przypominały mi się miłe wspomnienia z tamtego okresu czasu. Z głębokiej rozterki wyrwał mnie głos mamy. Jak zwykle czuły, przepełniony miłością i troską.
- Kochanie, list do ciebie - powiedziała. Wolnym krokiem podeszła do mnie, podała mi białą kopertę. Pocałowała w policzek i wyszła z pokoju. Obejrzałam dokładnie opakowanie listu - nie było nadawcy, jedynie moje imię i nazwisko oraz adres. Na znaczku widniała podobizna Królowej Elżbiety, co bardzo mnie zdziwiło, bo rzadko w Polsce się z takimi spotykałam. Otworzyłam kopertę i wyciągnęłam kartkę w kratkę, wypełnioną niestarannym pismem. Zapisana cała z dwóch stron. Zaczęłam czytać...
"Kochana [T.I.],
Nie wiem, czy jeszcze mnie pamiętasz, a nawet jeśli nie zapomniałaś o mnie, to pewnie nie chcesz o mnie słyszeć... Wiem, jak bardzo boli złamane serce..."
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę...
"Na pewno jesteś na mnie wściekła za to, że przestałem się z Tobą kontaktować... Uwierz mi, ja o Tobie nigdy nie zapomniałem - ciągle jesteś w moim sercu, to tylko o Tobie myślę każdej nocy, gdy kładę się spać. To Twoja twarz powraca w mojej głowie podczas każdej pełni księżyca. Twoja twarz, gdy siedziałaś na przeciwko mnie nad jeziorem w nocy, ta delikatna i słodka twarzyczka. Widzę Twoje oczy, błyszczące i pełne nadziei i wiary we wszystko co mówię. Oczy pewne mojej miłości...
Jednak teraz na pewno nie możesz zrozumieć tego, co piszę... Kiedy stałem się sławny, mój menadżer powiedział, że to on będzie decydował o moim życiu osobistym. Nie pozwolił mi utrzymywać kontaktu z żadnym znajomym z przeszłości. Zmusił mnie do niechcianych związków, bo według niego tak będzie lepiej dla mojej kariery... Na początku znosiłem to pokornie i ze spokojem, jednak ból po utracie Ciebie ciągle we mnie narastał. Próbowałem przyzwyczaić się do nowego życia, ale było to dla mnie niemożliwe... Teraz, kiedy to piszę, mija rocznica odkąd się spotkaliśmy nad jeziorem, a moje serce jest rozdarte i puste. Krwawi i nikt nie może zagoić rany... Jedynie Ty, Twój powrót umożliwiłby moje dalsze funkcjonowanie.
Wiem, że trudno Ci uwierzyć w to wszystko, co tutaj opisuję. Na pewno nie chcesz mnie znać, bo zraniłem Cię... jednak byłem bardzo głupi i ciągle świadomy tego, że źle robię. Pamiętaj, że ty pozostaniesz moją jedyną na zawsze, bo tylko ty dopełniasz mnie tak, jak nikt inny.
Kocham Cię,
Zayn Malik.
P.S.
Proszę, odezwij się do mnie... Tak bardzo chcę się z Tobą spotkać i porozmawiać o tym wszystkim... Niedługo mam koncert w Polsce, w Warszawie. Proszę przyjdź 30 lipca o 22.00 na Stadion Narodowy. Może... może uda się coś jeszcze naprawić? Z.M."
Wtuliłam się w poduszkę. Płakałam ze wzruszenia, płakałam, bo jednak Zayn ciągle mnie kochał i ciągle o mnie pamiętał. Płakałam, bo nie potrafiłam pohamować emocji. Moje łzy były szczere i pełne miłości. Miłości, która jednak nie wygasła, uczucia, które jednak ciągle istniało nie tylko we mnie, ale i w nim. 

"Prawdziwa miłość nigdy nie umiera" - pomyślałam kładąc się spać tego dnia. Dnia, który zmienił moje życie - bo wiedziałam, że mam po co żyć, że nie muszę uciekać w sidła śmierci, w szpony końca mojego bytu. Bo to nie był jeszcze czas, żeby odejść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz